poniedziałek, 29 lutego 2016

GREAT JOURNEY OF KARATE. O tym czy poznawanie innych stylów ma sens.

Ostatnio Tatsuya Naka sensei (7 Dan JKA) na swoim kanale na youtubie (kuro-obi world) zamieścił trailer dokumentu, który opowiada o tym jak podróżował po Okinawie i poznawał tradycyjne okinawskie style karate. 
Film pomimo swojej ceny 352 zł za DVD (a film ten nawet nie był nominowany do Oskara :P), zapowiada się bardzo ciekawie i może nawet jest jej wart. Od zawsze bowiem zastanawiało mnie ile z okinawskiego karate zostało zachowane w japońskim karate. W jednym z momentów nawet widać kiedy Naka sensei i inny karateka wykonują kata Jion (0:51). Zobaczyć tam można jaką ewolucję to kata przeszło z pierwotnej formy do obecnej, którą zna większość trenujących karate. 
Obserwacja pierwotnych stylów okinawskim moim zdaniem może pokazać na prawdziwy sens danego ruchu, wyjaśnić (albo przynajmniej rozjaśnić) niezrozumiałe elementy kata. Sam często kiedy mam problem z interpretacją staram się sięgać do takich nagrań zamieszczonych w internecie. 
Powyższa tematyka wydaje mi się ostatnia jeszcze bardziej bliska, bowiem jak pisałem ostatnio (link do posta) w Szczecinie dzięki pomocy mojego klubu odbędzie się seminarium okinawskiego karate. Tak na marginesie jedną z osób, które odwiedził Tatsuya Naka sensei jest Tsuyoshi Uechi sensei (1:39), który jest mistrzem Larsa F. Andersena sensei (patrz link powyżej). 
Ważne jest tutaj uświadomienie, że style okinawskie nie są stylami budo, a jutsu. Budo jest bowiem właściwe dla japońskich sztuk walki. Co za tym idzie style te są nastawione na samoobronę i skuteczność w walce. Nie są one też tak ładne w oglądaniu, jeżeli porównać je z Shotokanem. Stawiają one jednak na skuteczność w walce (w szczególności w krótkim dystansie). Moim zdaniem takie doświadczenie jak trening tradycyjnego okinawskiego karate może dać dobry asumpt do zmian w treningu i zwiększenie nacisku na trening technik, które choć występują w karate Shotokan, to nie są powszechnie trenowane (choć są skuteczne w walce). Taka zmiana punktu widzenia może tylko dodać wartości naszemu karate! Zachęcam więc do eksplorowania innych stylów karate - czy nawet szerzej sztuk walk! 

Przestrzegałbym osoby nieposiadające stopnia mistrzowskiego w swoim stylu przed takimi zabawami, bowiem może to spowodować "zanieczyszczenie" stylu, który się trenuje. Osoba posiadająca czarny pas (przynajmniej w założeniu) w stopniu podstawowym opanowała techniki danego stylu, pozwala jej to porównywać, znajdywać powiązania i brać z innych stylów to co ulepszy jej karate. 


8 komentarzy:

  1. sensei Shirai wizytował Okinawę, sensei Jorga jeździł, pewnie wielu innych też. Można z nich skorzystać. A można po prostu podejść do klubu shorin, których też w Polsce pełno. Będzie łatwiej i będzie na żywo.

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam to szczęście, że mój Sensei Lars Lassen również wielokrotnie bywał na Okinawie i ćwiczył z tamtejszymi mistrzami. Ja sam miałem ostatnio okazję ćwiczyć z Senseiem Lars F. Andsersenem, który jest uczeniem Tsuyoshi Uechi.
    Wiem, że wielu mistrzów japońskiego karate odwiedzało Okinawę i mistrzów okinawskiego karate, jednak wątpię aby ktoś zrobił to tak kompleksowo jak zostało zaprezentowane w ww. filmie.
    Niestety pomorze zachodnie jest ubogie w okinawskie karate, u nas bardziej "króluje" jego sportowa wersja...

    OdpowiedzUsuń
  3. A mnie ciekawi (choć to podchwytliwe pytanie :) czym się różni Tatsuya Naka od np. Aleksandra Staniszewa pod względem posiadanej ze źródła wiedzy o okinawskim karate? Mamy karatekę z Japonii, który być może okazyjnie pojechał nakręcić film na Okinawę i Polaka, który albo sam jeździ na Okinawę, albo przedstawiciele Okinawy przyjeżdżają do niego. Może wszechobecny kult Japonii jest nieuzasadniony? A może warto, ćwicząc karate, nie studiować innego karate tylko zająć się np. bjj?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z mojej osobistej perspektywy obserwacje Tatsuya Naka są bardziej wartościowe. Wynika to z prostego faktu, że ćwiczy on Karate Shotokan, więc jest mi to karate o wiele bliższe. Łatwiej będzie mi znaleźć odniesienie to tego co ja trenuję.
      Sam fakt jego narodowości, oprócz mniejszej bariery językowej, w jakimś wielkim stopniu nie wpływa na wartość jego obserwacji(treningu). Jednakże fakt wielości mistrzów i stylów, które porównał w jednym dokumencie jest niespotykana. Co innego zaproszenie jednego mistrza, a co innego odwiedzenie i trenowanie z wieloma mistrzami. Tym bardziej, że głównym celem Senseia Naka było porównanie Shotokanu do form karate, z których się poniekąd wywodzi.
      Zapewne minęły już czasy, w których Japończycy mieli monopol na karate i wiedzę na jego temat na najwyższym poziomie. Sądzę jednak, że mają pewną przewagę nad nie-japończykami, bo łatwiej jest im zrozumieć aspekty pozatechniczne (energia ki, bushido etc.).
      Co do ostatniego pytania to zależy czego szukasz. Jak chcesz poprawić swoją technikę, ale wytłumaczenie w Twoim stylu jest do kitu to uderzasz do innego stylu aby zobaczyć co oni na ten temat wymyślili. Jeżeli chcesz zacząć zupełnie nowy aspekt walki (walka w parterze) to warto pomyśleć nad inną sztuką walki.
      Co do BJJ nie byłbym tak bardzo przekonany, bo w końcu jest to sport a nie sztuka walki. Sam prędzej wybrałbym Jujitsu.

      Usuń
  4. Nie ma czegoś takiego jak energia KI :-) To albo twór zmyślony, albo nazwanie czegoś, czego się nie rozumie, ale chce koniecznie użyć. A to zdanie o jj i bjj to mi się nawet spodobało ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdaję sobie sprawę, że energia KI to nazwanie "czegoś, czego się nie rozumie" niemniej jednak Japończycy zbudowali wokół tego całkiem teorię, która choć mówi o rzeczach abstrakcyjnych (nawet nieistniejących) to nadal jest wartościowa do treningu Karate czy SW.

      Usuń
  5. E, nieeeee. Nie jest wartościowa. Zamiast o mechanice mówi się wtedy o KI. Zamiast uczyć jak rozpędzać i koordynować ciało to się każe czerpać ki z kosmosu. Zamiast dbać o tężyznę to się wymyśla historie niestworzone. Nieee, to nie dla mnie. Nie dla Machidy ... :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgodzę się, że błędem jest omijanie podstaw motoryki i techniki karate, zasłaniając się przy tym jakąś abstrakcyjną energią. Dla mnie w ogóle ta kwestia nie powinna być poruszana. Jeżeli takie coś istnieje to jest to rozkmina dla starych mistrzów z wysokimi danami, a nie wszystkich trenujących.
      Jeżdżąc na seminaria jednego polskiego związku wkurzało mnie to, że zamiast nauczyć jak używać karate skupiali się na rzeczach, których nikt i tak nie zrozumie (o ile ono rozumieją).
      Najpierw trening, wyuczenie techniki na maksa (w tym prawidłowa mechanika ruchu) i po 40 latach można zacząć myśleć czy Ki w ogóle istnieje.
      Od drugiej strony jest to bez sensu. To jakby uczyć się pisać książkę nie znając wcześniej gramatyki i ortografii.

      Usuń